Witaj na Blogu

„Firma Jest Kobietą”

Manipulacja i tricki sprzedażowe, które psują rynek część 1

Tym razem opowiem Ci jak obsesja domykania sprzedaży i używanie manipulacji i tricków oraz teorii wpływu rujnuje jedno z najpotężniejszych narzędzi do poznania twojego klienta, nawiązania z nim relacji, budowania opinii i tworzenia atmosfery zaufania.

Wszystko zaczęło się od maila, jaki wysłałam w czwartek do uczestniczek II spotkania na szczycie, w którym podzieliłam się pytaniami i komentarzami, jakie dostaję, ponieważ organizuję teraz 20 minutowe bezpłatne rozmowy z uczestniczkami, które chcą zrobić kolejny krok w budowaniu swojego biznesu pod moimi skrzydłami (więcej o tym na końcu maila – więc będziesz mogła o tym poczytać) Ale do rzeczy. W tym mailu napisałam dlaczego, by pracować ze mną konieczna jest ta rozmowa, dlaczego nie przyjmuję zapisów w ciemno.  

Wiesz ja wywodzę się z tego świata, w którym krótsze rozmowy 20 -30 minutowe służą temu, by sprawdzić czy klient faktycznie, wyniesie wartość z usługi, jaką oferujesz, czy (szczególnie przy grupowych programach i kursach) odnajdzie się w grupie, czy to ten segment klienta, o który Ci chodzi.

W przypadku kursów on-line-owych bez prowadzącego, służą sprawdzeniu, czy klient ma wszystko co jest potrzebne, by przejść przez kurs. A jeśli widzisz, że są tam ryzyka to rozmawiasz o nich, informujesz, pytasz się jakie też klient ma wątpliwości, bo musisz wiedzieć, czy będziesz w stanie je zaadresować, czy nie.  

To rozmowa, która przy programach grupowych daje Ci wiedzę, kto czego potrzebuję, daje Ci niesamowity wgląd w uczestników, pozwala zindywidualizować twój kurs. 

Wyobraź sobie zatem moje zdziwienie, gdy w odpowiedzi na tego maila, przeczytałam: 

„Aniu dobrze, że to wyjaśniłaś, ponieważ taki to a taki mentor (ja tu imienia i nazwiska nie wspomnę – ponieważ duża część z Was może znać tą osobę) wprost na swoim szkoleniu mówił, że ta rozmowa służy temu, by poznać obiekcje klienta i by móc używając różnych technik te obiekcje”zbić”. 

No wypisz wymaluj w/g tej osoby, w rozmowie z klientem chodzi tylko o to, by domknąć sprzedaż. No na zasadzie łapiemy rybkę na haczyk z robaczkiem w postaci rozmowy, by potem wyciągnąć z wody i do wiaderka wrzucić – trochę się porzuca, ale my sobie z nią poradzimy.

 I teraz przypominam sobie ile razy słyszałam od dziewczyn, kiedy jeszcze prowadziłam bezpłatne jednorazowe konsultacje w latach 2012 – 2019, że są zaskoczone wartością, jaką dostały i tym, że nie oczekuję od nich, że będą ze mną pracowały dalej, że nie wzbudzam w nich poczucia winy, że nie udowadniam, że nic o biznesie nie wiedzą i utoną beze mnie w odmętach rynku. 

I wiesz, nawet teraz, gdy konsultacja jest płatna, to i tak ja na początku każdej powtarzam jak mantrę, nie będę Ci sprzedawać, nie musimy dalej pracować, koncentrujemy się na tu i teraz a nawet jeśli na koniec chcesz wiedzieć jak współpraca ze mną wyglądała to traktuję to jako prośbę o informację a nie zaproszenie do „sprzedaj mi Aniu”. 

I tak się zastanawiam, czy to ja z innej rzeczywistości pochodzę?

No nie ma we mnie zgody na przemocowe spotkania, manipulację, żerowanie na poczuciu winy lub długu wdzięczności. 

Byłaś kiedyś na takim spotkaniu? Mam szczerą nadzieję, że nie!

A gdyby Ci się trafiło to, chciałabym byś zawsze miała to poczucie, że jeśli jesteś na krótkim, czy dłuższym spotkaniu (szczególnie wirtualnym przez Zoom, czy przez Skype) i czujesz, że coś jest nie tak, że zaczynasz się czuć coraz gorzej lub po prostu niekomfortowo, to jest taka czerwona słuchawka, albo czerwony przycisk opuść spotkanie i wtedy nie wahaj się go użyć 🙂

 Tylko teraz zobacz, jeśli Ty w swoim biznesie chcesz korzystać z 20 minutowych rozmów, albo z konsultacji wstępnych, a coraz więcej ludzi ma przekonanie, że stosujesz je po to, by „domknąć sprzedaż”, bo z tym spotkali się w kontaktach z innymi na rynku – no to właśnie Ci inni rozwalają Ci biznes.

Co więcej niszczą jedne z najpotężniejszych narzędzi, które pozwala poznać się, nawiązać relację, zbudować zaufanie, dać wartość, a bez tego ja na przykład nie jestem w stanie zostać czyimś klientem.  

No więc cóż zostaje? No chyba tylko wiara, że zbudowany wizerunek sprawi, że mimo wszystko ludzie Ci zaufają.